Forum Klanu, którzy przesiaduje na serverze Andeeria.
Poklepała wilka po głowie. Podniosła się i zarzuciła plecak na ramię.
- Idziemy, chociaż wielce pomocna nie będe w walce. Bethoveen - zwróciła się do świnki. - wykonuj polecenia Tuta, jesteś mu potrzebna. Adardz, idziesz ze mną. - poklepała wilka, który był zadowolony.
Offline
Członek
Schodzili po schodach ostrożnie . Doszli do drzwi . Tuten spojrzał na łowczynię i pokazał jej , że na jego znak wchodzą .
-1 , 2 ... -
Łowczyni wybiegła przed tutenem . Przed nimi stali 4 oficerów 2 strażników i jakiś jeniec . Najwyraźniej przerwali przesłuchiwanie . Franky Zdjęła 2 oficerów , Wilk rzucił się na 3 , a świnka na 4 . Tuten swoją laską szybko obezwładnił 2-óch strażników . Rozwiązali jeńca i Wbiegli po schodach . Gdy dotarli na szczyt Strażnicy już czekali . Tuten wraz ze zwierzętami przypuścił szarżę na strażników ,a łowczyni wbiegła na pozostałości po schodach . Łowca podłożył pułapkę , Zwierzęta dobiegły do Franky , a Tuten wraz z pomocą siły rażenia Pułapki wyrzucił strażników z wieżyczki na most . Wyciągnął z plecaka płaszcz , założył na siebie i dobiegł do Łowczyni
-Dobra ... Ruszamy .
Wziął ją pod ramię . Ona trzymała w jednej ręce jeńca , a w drugiej wilka . Tuten w drugiej ręce trzymał świnkę za pancerz . Rozejrzał się i wyskoczył . Lecieli w dół . Tuten odepchnął się nogami od wieży i uruchomił spadochron . Przypominali nieco Balon opadający w dół , w którym łowca służył jako kosz w którym się podróżuje . Po 10 min Znajdowali się spory kawałek od wieży , u podnóża gór , na których szczycie był obóz Przymierza .
Offline
Kiedy dotknęła nogami podłoża, odetchnęła z ulgą. Bała się, że w każde chwili może spaść, a nie posiadała nic, co by mogło ją ewentualnie ocalić. Takie same odczucia miały zwierzaki, które jak dotknęły ziemi, ze szczęścia zaczęły lizać podłoże. Franki zaśmiała się. Rana w ramieniu zaczęła już jej doskwierać. Posłała Tutowi promienny uśmiech, tuszujący ból. odwróciła się, nim pozytywna maska opadła. Oddaliła się by porozmawiać ze strażnikami. Czarny wilk wiernie stał obok jej nóg, nie odstępując na krok, a świnka zachrumkała, ale została przy Tucie.
Franki poszła do sprzedawców i rozmawiała z nimi na temat mniej więcej położonej roślinności. Kiedy dowiedziała się, że na wschód, pod ścianą gór jest polana, na której jest olbrzymia ilość kwiatów, pokiwała z uśmiechem. Było to coś około godziny drogi pieszo. Kupiła zapasy, kilka kawałków mięsa, jednej dała od razu wilkowi. Nastepnie poszukała świnki i jej również dała kawał mięsa.
Z kolei udała się na ową polanę. Najpierw wspięła się na górę, by iść po jej stoczu, by uniknąć potworów u jej podnóża. Dotarła tam w ciągu trzech kwadransów. Schowała się za wbitym w lód wielkim kawałkiem skały. Wyjrzała na polankę. Była niewielka, na której faktycznie rosły kwiaty. Przełknęła ślinę. Co chwilę przelatywały martwe pisklaki smoków. Spojrzała na wilka, który tez nie był zadowolony z sytuacji.
- Co robimy? - szepnęła, a wilk warknął. Kiwnęła głową. - Rozumiem. Pamiętasz wyrywanie kwiatów przy obozie hordy? - spytała. Wilk ponownie warknął. - no to leć, ja cię oslaniam. - szepnęła, zdejmując łuk z ramienia i naciągając cięciwę ze strzałą. Wilk wytarzał się w białym śniegu, by nieco zatuszować swoją odróżniającą barwę. Kiedy był już wystarczająco biały, wyskoczył zza skały. Pobiegł do najbliższego kwiatu, złapał go w zęby i szarpnął. Następnie podbiegł do kolejnego, ale tak, by nie upuscić poprzedniego. Kiedy miał już trzy, usłyszeli pisk smoka. Wilk natychmiast ruszył w kierunku kryjówki. Nie czekała. Puściła strzałę usypiającą. Adardz dobiegł, wskoczył za kamień i przytulił się do właścicielki, wypuszczając kwiaty do plecaka. Odczekali dziesięć minut, aż smok sie wybudził i zdekoncentrowany odleciał. Ponowili akcję. Po godzinie Franki była przemarznięta i już nie czuła palców, a Adardz był zmęczony. Poklepała wilka po szyi, całując go w nos.
- Mój mały geniusz. Dobra, szukajmy kryjówki. Przeczekamy tam noc. - powiedziała z uśmiechem. Wilk natychmiast się ożywił. Pobiegł w stronę ściany góry. Franki pobiegła za nim. Szukanie jaskini zajęło im dziesięć minut. Franki zapaliła pochodnię. Weszli do środka. Jaskinia była płytka, może niecałe siedem metrów w głąb, ale idealnie chroniła przed wiatrem. Franki rozpaliła ognisko, rozstawiła rusztowanie na upieczenie mięsa i rozłożyła koce i skóry, w które natychmiast wtulił się wilk. Zachichotała pod nosem i zastanowiła się, co porabia Tut.
Offline
Gospoda, którą niegdyś odwiedzali członkowie klanu WarCry, leżała teraz w gruzach. Dach zarwał się, zasypując wnętrze starymi, przeżartymi przez termity belkami. Przez powybijane okna wkradał się wiatr, świszcząc złowrogo i złorzecząc tym, którzy mącili spokój tego miejsca. Gospodarz już dawno znikł, chcąc kupując gospodę w innym miejscu, które przynosiło znacznie większe dochody.
Elfka przeszła przez drzwi, które ledwie trzymały się zawiasów i nie mogła nie zauważyć znajomego kominka, który pokrył się grubą warstwą kurzu. Z zaciśniętym z żalu gardłem wróciła do tego miejsca po przeszło trzech latach, by przekonać się, że obróciło się w perzynę. Wspomnienia starych znajomych mimowolnie wycisnęły na jej usta smutny uśmiech.
- Pozmieniało się - szepnęła, podchodząc do kominka i stawiając jedno z niewielu ocalałych krzeseł, które leżało przewrócone. Usiadła na nim z obawą, że zarwie się pod ciężarem potężnej zbroi.
- Pusto tu...
Offline
W tym momencie dało się słyszeć hałas zbijanych butelek i przewracających się naczyń dochodzący z zaplecza.
W drzwiach przesłoniętych na wpół oberwaną zasłoną dało się zobaczyć kształt przypominający człowieka, jednak wiele od niego niższy.
-Kath! Myślałem, że już nigdy nie przyjdziesz! Tyle czasu minęło odkąd się tu wszyscy spotykaliśmy. Starałem się tu sprzątać w wolnym czasie alee... no tego, sama widzisz. Udało mi się uprzątnąć spiżarnię i piwnicę z beczkami, to akurat poszło mi całkiem sprawnie, jeśli wiesz co mam na myśli. - zachichotał krasnolud wracając za podartą kotarę.
Kolejna seria brzdęków i łoskotów zmąciła ciszę opuszczonej karczmy. W chwilę potem wrócił, tocząc przed sobą średniej wielkości antał. Okazało się, że beczułka była pusta ale za to świetnie nadawała się na siedzisko.
Zająwszy wygodną pozycję, westchnął i jakby spochmurniał.
-Tyle lat...
Offline
- Och, Alez. - Mimowolnie, na twarzy elfki zagościł szeroki, pełen ulgi uśmiech. Choć wielokrotnie rozmijali się na ulicach Stormwind, Ironforde... Mijali się wielokrotnie, ciężko było znaleźć chwilę, by przysiąść przy kominku jak za dawnych lat i porozmawiać. Wspomnienia uderzyły ze zdwojoną siłą.
- Pusto tutaj, prawda? Gdzie ten gwar? Gdzie ci ludzie? Gdzie oni wszyscy przepadli i jaki los ich spotkał? - spytała bardziej siebie niż jego. Nostalgia ponownie przejęła władzę nad tym miejscem, ukazując jego ruinę tym, którzy pamiętali lata świetności. Kiedy to było? Tyle czasu upłynęło... Czy ktoś jeszcze tutaj zagląda? Jakkolwiek? Kiedykolwiek?
- Wątpię, by dało się to odbudować... Zawsze będzie brakować podstawy, która tworzyła to miejsce.
Offline
- Jak to? - obruszył się krasnolud - Podstawy są całkiem solidne. Wymagać to będzie wiele sił i środków ale sądzę, że uda nam się chociaż częściowo przywrócić temu miejscu dawną świetność.
Mówiąc to zeskoczył ze swojego siedziska zaczął rozpalać ogień w kominku, używając do tego starych szmat i kawałków zniszczonych mebli.
-Wiosenne wieczory bywają tutaj chłodne a szczelność tego budynku pozostawia wiele do życzenia.
Ogniki szybko zaczęły tańczyć w palenisku oświetlając wnętrze ciepłym, drgającym światłem.
- Widzisz? Od razu lepiej.
Offline
Popatrzyła na przyjaciela z pobłażaniem, po czym poklepała go po ramieniu.
- Przyjacielu, to nie deski i mury czynią miejsce, lecz ludzie, którzy je odwiedzają. Rozejrzyj się. - Wykonała zamaszysty ruch, przedstawiając ruiny miejsca, które niegdyś odwiedzała z przyjemnością.
Offline